"Czy wiecie, że w Powiecie...". Zapomniana kapliczka w lubeńskim przysiółku Obręczna

Zapomniana kapliczka w lubeńskim przysiółku Obręczna

czy wiecie, że w powiecie kapliczka Obręczna

W lubeńskim przysiółku Obręczna znajduje się kapliczka, która miała być postawiona po tym, jak dwaj mieszkańcy Lubeni ogłosili, że byli świadkami objawienia Matki Bożej. Zaczęły przybywać w to miejsce tłumy ludzi z bliskich i odległych części Polski. Brutalnie na to zjawisko zareagowała polityczna władza. Kapliczki, które tu powstawały, były niszczone lub palone. Dziś w miejscu objawienia stoi murowana kapliczka. 

Mieszkańcy Lubeni przedstawiają tę historię w następujący sposób:

W lubeńskim przysiółku Obręczna, tuż nad samym strumykiem, stoi kapliczka. Ot zwykła kapliczka, może trochę większa od tych porozrzucanych po całej Lubeni. Może do niej wejść i usiąść kilka osób, a kojący szum strumyka sprzyja przemyśleniom, zadumie i modlitwie przed obrazem Matki Bożej. To tutaj wiele lat temu miało miejsce niezwykłe wydarzenie. Tu właśnie objawiła się Matka Boska.

Wspomnienia z tamtego dnia przywołuje p. Genowefa Gaweł. Było to 14 sierpnia 1969 r. Dzień był trochę pochmurny. Chwilami mżył deszcz. Mąż pani Genowefy, śp. Michał Gaweł wraz z sąsiadem śp. Władysławem Biedą poszli do pracy. Mieli wrócić późną porą. Noc z 14 na 15 sierpnia tegoż roku była wyjątkowo ciemna. Nie było gwiazd ani księżyca na niebie. Obaj panowie wracali do domów. Szli ścieżką, która łączyła suchą stronę Obręcznej z mokrą. W tych ciemnościach, bez latarki, zaczynali się gubić. Przeszli strumyk płynący doliną i dzielący na połowę ten dosyć duży przysiółek Lubeni. W pewnym momencie, obydwaj naoczni świadkowie, zobaczyli jasne światło. Gdy się odwrócili, zobaczyli cudowną postać. Obydwaj bardzo się wystraszyli, ale piękno, ciepło i szczęście płynące od tej Osoby trochę ich uspokajały.

Obaj panowie nie byli pewni, co do prawdziwości swoich wizji. Zaczęli więc rozmawiać między sobą o tym dziwnym zjawisku. Doszli do wniosku, że widzieli to samo. A co widzieli?

Według opowieści p. Genowefy, obydwaj mężczyźni zobaczyli piękną Panią. Stała wśród kwiatów, które rosły stopniowo – od najmniejszych, po największe. Dotykając tych kwiatów, stwierdzili, że nie były sztuczne. Obok cudownej Pani stały płonące woskowe świece. Były grube – żadnej z nich nie mogli objąć dwoma rękami. Jednak to nie one dawały niesamowitą białą jasność – biła ona od cudownej Pani, która była ubrana w długą sukienkę, a na głowie miała delikatny welon. Obaj dotykali materiału, z którego wykonane było odzienie ukazującej się Postaci. Był tak przyjemny i gładki, że doświadczenie tego dotyku pozostawało z nimi przez kilka miesięcy.

Postać miała głowę uniesioną do góry, wzrok skierowany na południe. Jej dłonie były skierowane wewnętrzną stroną w stronę nieba, jak ręce kapłana podczas modlitwy „Ojcze nasz”.

Tak!” – obydwaj rzekli! – To Maryja, matka Pana Naszego Jezusa Chrystusa”.

Nagle jasność zniknęła. Panowie wystraszeni pobiegli do domu państwa Gawłów. Tam dowiedzieli się, że pani Gawłowa również widziała niesamowitą jasność, jednak nie znała jej źródła. Wszyscy zaczęli się modlić.

Ten blask widziała też nieżyjąca już dziś mieszkanka Obręcznej, pani Władysława K. W jej wspomnieniach, owo światło było tak intensywne, że „widać było najmniejszą słomkę w trawie, a była przecież północ”.

Nikt ze świadków nie potrafi dziś określić czasu trwania tego zjawiska. Pani Genowefa opowiada, że pątnicy z Lubeni, Straszydla i Sołonki, wracający tej nocy z pielgrzymki, również widzieli jasność nad Obręczną. Byli przekonani, że to był pożar. Myśleli „zapewne płonie dom”. Gdy to ustało, odetchnęli z ulgą – „pożar został ugaszony”.

Pani Maria Solecka, opowiedziała o relacji ówczesnego księdza proboszcza na tamto wydarzenie.

W 1969 r., jako młoda 19-letnia dziewczyna, pracowała i mieszkała na plebani w Lubeni. Pomagała gosposi w kuchni i w gospodarstwie. To właśnie po tej pamiętnej nocy, ksiądz proboszcz powiedział jej i gosposi, że najprawdopodobniej w Obręcznej coś się stało, bo widział ogromną łunę nad tamtym terenem. Na odpowiedź nie trzeba było czekać – rankiem przyszła wiadomość – „Na Obręcznej pojawiła się Matka Boska”.

Wieść o objawieniu, mimo że nie było wtedy telefonów, rozprzestrzeniała się z prędkością błyskawicy. Na Obręczną zaczęły ściągać tłumy ludzi. Modlili się, odmawiali różaniec i śpiewali pieśni religijne.

To wszystko nie podobało się ówczesnym władzom. Ściągnęli na to miejsce milicję, która miała powstrzymać rzesze wiernych i za wszelką cenę utrudnić im dostanie się na miejsce cudu. Otoczono święte miejsce w promieniu około 100 metrów, a wiernych goniono z psami po polach, używając gazu łzawiącego.

Mieszkańcy Obręcznej, mimo wielu przeszkód, z własnych desek i pali zbudowali małą kapliczkę, która pewnej nocy, w niewyjaśnionych okolicznościach spłonęła.

Mimo zakazów powstała kolejna, którą milicja zniszczyła i zabrała materiały.

Wierni nie dali za wygraną – postawili trzecią kapliczkę. Wiąże się z nią opowieść, wspomnianej wcześniej, jednej z najstarszych mieszkanek Obręcznej. Przygotowała pole nad zasiew. W pewnym momencie zobaczyła schodzących z gór milicjantów. Jeden z nich niósł dużą siekierę. Zeszli przed kapliczkę i zaczęli rąbać pale. Z kapliczki wyskoczył ogromny pies. Stanął na tylnych nogach i przednimi oparł się na ramionach drugiego z mundurowych. Milicjanci się wystraszyli, szybko zabrali siekierę i odeszli.

Tymczasem z głównymi bohaterami tej historii – Michałem Gawłem i Władysławem Biedą – źle się działo. Obydwaj wzywani byli bardzo często na Komendę Milicji, gdzie przesłuchiwano ich, zastraszano zwolnieniem z pracy, namawiano wprost, aby zaprzeczyli temu, co widzieli. Jak wspomina pani Barbara Bomba z domu Bieda córka śp. Władysława, mimo że jej ojca zwolniono z pracy, to i tak nie wyparł się tego, co widział. Później uznano, że obaj panowie są chorzy psychicznie i umieszczono ich w Szpitalu Specjalistycznym w Jarosławiu. Tam zespół biegłych psychiatrów nie dopatrzył się choroby. Wręcz przeciwnie – jak opowiada żona śp. Michała – w szpitalu jeden lekarz im uwierzył. Zauważył, że mimo umieszczenia ich w różnych salach na zadawane pytania odpowiadali obaj tak samo.

W tym samym czasie, w miejscu objawienia, zmniejszono dozór milicji. Na miejscu cudu lubeńskiego zaczęli przyjeżdżać, nawet z odległych miast, wierni. Ktoś wpadł na pomysł, aby wybudować kapliczkę.

Ofiarny, wierny i rozmodlony lud Obręcznej z własnych składek kupił materiał i rozpoczął budowę. Murarze budowali za darmo. Obok kapliczki wykopali betonową studnię. Dziś działa ona za pomocą pompy. Woda, którą można z niej czerpać, ma według wiernych właściwości lecznicze. W pobliskim lesie zrobiono stacje różańcowe. Dziś są już one zniszczone, bo stacje umieszczone na drzewach przewróciły się razem ze spróchniałymi pniami, zostały strącone przez wiatr lub poprzez usuwisko.

W późniejszym czasie w skale wybudowano grotę z kamienia. Zrobił to śp. Marian Solecki, mąż wspomnianej Mari. Wybudował tę grotę za darmo. Następnie wykonano obok niej ławki.

Z czasem ta kapliczka zaczęła pięknieć. Malarz namalował obraz Maryi widzianej tamtej nocy. Ktoś inny kupił obrus, firanki, linoleum, statuę Maryi do groty. Obecnie wierni przynoszą do kapliczki wiele kwiatów, dbają by świece płonęły.

Dziś tym miejscem zajmuję się Jan Warzybok. Kosi trawę, sprząta w środku, zaprasza księdza i wiernych w maju na majówki i w październiku na różaniec. We wszystkim pomagają mu żona Maria i pani Ewa Gaweł. Czasem przy odrobinie szczęścia można spotkać grajka, który na fletni gra kilka pieśni Maryi.

Z przykrością należy stwierdzić, że teraz coraz mniej osób bywa w kapliczce. Może ten artykuł przypomni starszym, a przybliży młodym, co się stało w tym miejscu 50 lat temu i zachęci do częstszego odwiedzania tego szczególnego miejsca w Lubeni.”

 

Matka Boża Obręczniańska

Pośród zarośniętych ścieżek

Prowadzących do Ciebie

Coraz bardziej zapomnianych przez czas i ludzi.

Niezmienioną pozostajesz

Matką Bożą Obręczniańską

Mimo że zapominają Cię ludzie

Wierność dochowuje Ci

Leśny strumyk, ptak i drzewa.

Pozostawiona sama sobie

W ubogiej kapliczce czy leśnej grocie

Oraz przy kaplicznej studni

Wołasz donośnym głosem,

Ja jestem dalej tutaj

w miejscu mego objawienia”

lecz Twój głos ginie

krótki jak leśne echo.